BACHUS – RYCERSKI KOŃ

BACHUS – RYCERSKI KOŃ.

Stado składało się z kilku osobników. Była najstarsza i najmądrzejsza klacz – Baśka. Był szef, który rozstawiał wszystkich po kontach – Egipt. Był też on – Rycerski Koń – przewodnik Bachus.

Gdy pędził ziemia drżała, wiatr zostawał gdzieś daleko w tyle, a jego jeździec puszczał wodzem rozkładał szeroko ręce i leciał.
Wiedział, że Bachus się nie potknie, nie spłoszy i nie da wyprzedzić nikomu. 😉
Czy to łąka, czy rżysko, czy wąwóz w lesie – Bachus był nieustraszony, najlepszy, najszybszy.
Na pastwisku zawsze brzy boku Baśki, Egipta i niedaleko Lotusa .
Niestety wszystko co piękne kiedyś się kończy, jednak w sercach wielu z nas zostawił wielką radość z bycia w tym cudownym stadzie.

Jedyną słabością Bachusa było sprowadzanie go z łąki.
Na widok kantara zawsze bawił się w berka, chował za Baśkę, walił z zadu.
Zawsze przegrywał, ale zabawa trochę trwała i była mocno irytująca.

Ja też bawiłam się z nim w atakującego lwa.
Szłam do niego, nie prosto niczym lew, ale półkolami niczym członek stada. Podeszłam do Egipta, pogłaskałam źrebaka, przywitałam się z Baśką.
Poszłam w stronę Bachusa, a ten gdy tylko mnie zobaczył zrobił unik i zwiał za Baśkę 😉 Taki mamin synek z niego.
Ja udawałam przyczajonego lwa. Rozpostarłam ręce i wystawiłam pazury i szłam za nim… jak nie patrzał. Gdy tylko postawił na mnie ucho przeobrażałam się w człowieka. Ta zabawa miała 4 może 5 krótkich rund.
W końcu podszedł do boku Baśki i bez trudu dal się złapać 🙂
Chyba doszedł do wniosku, że lepiej być przy mamie i dziewczynie niż dać się pożreć LWU. 😀

Po kilkunastu minutach gdy stał nieruchomo niczym posąg, coś w końcu zadziałało. Bachus westchnął i przelizał, ale dalej stał w bezruchu.
Podchodziłam do niego i odchodziłam… wiele razy….
Znowu przelizał, a ja go pogłaskałam i wskazałam na czubek dachu stajni, który było widać w oddali.
Zrobił pierwszy krok…. i stop. Pogłaskałam, pokazałam dach stajni… niewielki kroczek do przodu. Za kolejnym razem kilka kroków i kolejnych kilka. Bez pośpiechu, powoli przy wsparciu całego stada i Ani dotarliśmy na prostą przed stajnię.
Tam kolejne zawahanie – może chcą go ukraść? Może lepiej zostać na łące? Do przełożenia nogi nad drągiem też namawiałam go chwilę.

Pierwsza noga przeszła nad drągiem…. i nic… Druga noga przeszła nad drągiem …  Niby robił to co zawsze, a jednak było w tym coś magicznego.
Cały koń jest przed stajnią 🙂 4 nogi przeszły nad drągiem. Zapięłam drut… Pogłaskałam. Wskazałam na stajnię… OOOO !!! Bachus się naprawił 🙂
Szedł przy mnie … na luźnej linie .. ale już nie kroczek po kroczku … ale swobodnie … Stop – grzecznie się zatrzymał.
To był piękny dzień.

Był też taki teren….:D wiele koni, wiele jeźdźców, pies stada – Nero i na końcu stawiki my – ja z Rudym i Ania na Harpii.
Spokojny galop po świeżo skoszonym rżysku i nagle wielki wystrzał Rudego i Harpii 😀
Oba konie wystraszyły się buszującego w słomie Wiewióra i pognały do przodu – powiedzieć Bachusowi czy wie co za strachy mieszkają w słomie.
Poważna mina i złowrogie spojrzenie Bachusa 😉 skłoniły konie do grzecznego powrotu na swoje miejsce.
To też był piękny dzień….

Żałuję, że ta przyjaźń trwała tak krótko.. za krótko

“Był przecież najodważniejszym koniem w stajni i niezawodnym czołowy w terenie. Był gniadym rycerzem, ścigającym się z wiatrem pod sztandarem rozwianej, czarnej grzywy. Nie bał się niczego, dlatego potrzebował równie odważnego jeźdźca.
…który …
Rozkładał ręce szeroko próbując dotknąć skrzydeł swojego rumaka.
– Zawsze byliśmy nierozłączni. A dziś poszedł sam – w jego głosie było słychać niedowierzanie.

– Poszedł, ale odwracał łeb w Twoją stronę i nastawiał uszu na pożegnanie . Nie bał się bo był rycerzem. Nie wahał się, bo nie znał zawahania. A kiedy rozwinął skrzydła, były tak wielkie, że dotknęły nieba. I zrobił to, co potrafił najlepiej. Pobiegł.”
Fragmenty z opowiadania Martyny SzkołykNiemy Śpiewak“.

This slideshow requires JavaScript.