Koń przyjaciel – Baśka

Koń przyjaciel – Baśka.
Basieńka… To najstarsza w stadzie, niewielka, ambitna, przepiekana gniada klacz o mądrym i ciepłym spojrzeniu, grzywie w typie Afro oraz delikatnym chodzie.

Tak naprawdę nikt z nas do końca nie wiedział ile miała lat… wszyscy obstawiali, że około 26, albo i lepiej… Każdy kto znał Ranczo Windyki, znał i ją. Baśka – jest tu od zawsze…
Idealna modelka na sesje zdjęciowe dla Nowożeńców i rodzin z dziećmi.
Każdy chciał mieć z nią zdjęcie, ponieważ prezentowała się  nadzwyczajnie.

Była idealna dla dzieci. Zazwyczaj cierpliwa, spokojna, łagodna.
Większość małych i młodych jeźdźców to właśnie na niej pokonywało swój lęk do koni i uczyło się kłusa czy galopu.

W terenie potrafiła trzymać tempo, jednak niepewnych jeźdźców wyczuwała instynktownie i zaraz po wyjeździe z Rancza potrafiła zadecydować za jeźdźca i wrócić do stajni, zwłaszcza gdy szła w teren jako ostatnia.
Logika końska jej podpowiadała, że żółtodziobom lepiej będzie w stajni, a nie w terenie, gdzie przeciecz najgorsze potwory mogą człowieka zjeść.

Nie cierpiała rowerzystów i kilka razy zdarzyło jej się uciec z narożnika padoku (spod krzyża) do opiekuna, który miał w zwyczaju bronić konie przed wszelkimi bestiami 😉 A muszę powiedzieć, że tych strasznych bestii było wiele…. rowerzyści, latające reklamówki, dmuchane materace, furkoczące frędzle, które ktoś przywiązywał do bramy  i do dzieci! 😉
Zaufała nam -ludziom i dzięki habituacji furkoczące frędzle i krwiożercze, pompowane orki stały się dobrymi znajomymi, a czas spędzony z człowiekiem był fajną zabawą.

Stanowiła doskonały duet z Lotusem, dzielnie ciągnąć sanie czy bryczkę.
Na łące zawsze w towarzystwie Bachusa, Lotusa i pod przywództwem Egipta.
Gdy stado po wyjściu ze stajni “latało” po padoku, ona nakręcona radością przepięknie podskakiwała niczym Kucyk Pony, a wtórował jej Bachus i Lotus.

Troskliwa w stosunku do innych koni. Wychowała swoje dwa źrebaki Bachusa i Bosmana, ale babciną czułością otoczyła Lotkę, Groteskę, Husarię i wiele innych klaczy, które mieszkały na Windykach.

To Ona i jej stado sprawiło, że konie są dla mnie wielką radością.
Jej wielkie skrzydła użyczyły mi nieco magii i dodały odwagi, aby żyć.

Wszystko się zmienia… Nie ma już azylu. Basieńka biega za tęczowym mostem…
Mam jednak setki zdjęć, tysiące pięknych wspomnień, które z każdą kreską ołówka powracają i wywołują wielkie emocje…