Piękna pogoda, słoneczko, ciepły jesienny wietrzyk i zero chmur. Do tego uśmiechy na twarzach jeźdźców i gości. Taki był idealny scenariusz na Hubertusa w Leśnym Zaciszu w Tynwałdzie.
Pogoda spłatała nam figla. Sobota przywitała nas chłodem i deszczem. Na szczęście uśmiechy i dobry humor zostały do końca dnia.
Już o godzinie 11.00 cała stajenna ekipa wyjechała w teren uczcić dzień Świętego Huberta. Nie było ich ponad półtorej godziny, więc z niecierpliwością wyszłam im na spotkanie, chwaląc po drodze swój genialny pomysł na ubranie kaloszy. Grząskie błoto i kałuże po kostki – świetna sprawa 🙂
W szczerym polu oprócz szumu drzew nie było słychać ani jednego parsknięcia, ani jednego stukotu kopyta. Czekałam i czekałam, aż nagle z zarośli wybiegły trzy sarenki. Taki cudowny czaso-umilacz, wspaniały prezent od Świętego Huberta. Sarny zdążyły przebiec drogę, gdy na horyzoncie pojawiła się konna brać.
Maszerowali raźnym kłusem wijącą się niczym wstążka grząską, krętą dróżką. Było bardzo ślisko, więc opanowanie i bezpieczeństwo to podstawa. Dwanaście koni, piękne amazonki i jeden waleczny jeździec. Teraz już oprócz stukotu kopyt i śmiechu słychać było chlapnięcia i rozbryzgi błota.
Mała rozgrzewka na padoku dla par jeździec-koń, które będą brały udział w Hubertusowym crossie.
Błogosławieństwo przed pogonią i start.
Każda para musiała pokonać trasę złożoną z 8 przeszkód. Nie były one wysokie, jednak stopień trudności tej konkurencji polegał na “straszności” toru. Dla kilku koni wielkim wyzwaniem okazało się pokonanie niziutkiej przeszkody, przy której leżały dwie straszne opony, które tylko czekały aby pożreć konia w całości 😉
Kilka koni odmówiło przejścia czy nawet zbliżenia się do przeszkody za pierwszym razem. Inne zbliżały się niczym psy myśliwskie z mocno wyciągniętymi szyjami. A skoro mowa o psach… Grands, 5 miesięczny szczeniak doga niemieckiego, też wolał te groźne opony ominąć szerokim łukiem, więc musiały być naprawdę straszne 😉
Drągi położone na snopkach słomy, gałęzie wyglądające niczym poroże jelenia przy wykopanym dołku, czy oddalona przeszkoda złożoną z gałązek wcale nie wydawały się koniom bardziej przyjazne. Jednak znalazły się i takie osobniki, które najbardziej bały się przyczajonego fotografa. Na szczęście po bliższym zapoznaniu końskie obawy znikały a ja mam fajne zdjęcia 😉
Najlepszą parą okazała się Amazonka z Lisią kitą – Jagoda i jej wierzchowiec Liman. Serdeczne Gratulacje 🙂
Organizatorzy zadbali także o atrakcje dla publiczności. Były rzuty podkową do celu, bieg przez tor przeszkód dla dzieci i startujących zawodników.
Najważniejsze, że uśmiech nie opuszczał nas do końca, a zmarznięte dłonie szybko można było rozgrzać gorącym bigosem i kiełbasą smażoną przy wielkim gorącym ognisku.
Serdecznie dziękuje za zaproszenie 🙂