W Stajni Tarpan pierwszy dzień października przywitał nas gęstą mgłą i rześkim powietrzem. Słońce nieśmiało spoglądało na licznie gromadzących się gości, którzy będą świętować Hubertusa w Korbońcu.
Zebrało się tu 70 ludzi dla których koń jest ważną istotą. Część z tych osób znam z Akademii JNBT, kilka innych poznałam podczas bitwy o Rybno, a jeszcze kilka innych, pozytywnie nastrojonych, spotkałam we mgle nad brzegiem morza.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wszystkie te osoby łączy jedno miejsce – Stajnia Tarpan. Świat jest mały 🙂
Ku mojej radości już wiem, że nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ właściciel i inicjator wszelkiej konnej przygody ma niesamowitą charyzmę i przyciąga niczym magnes.
Wybiła godzina 10 i mgła zaczęła znikać. Było to do przewidzenia, ponieważ wiele Aniołów bardzo pragnęło radości swoich podopiecznych, a nic tak nie cieszy jak jesienne słońce. Mamy więc cudowną pogodę, 35 wierzchowców i 6 koni ciągnących 4 wozy.
Nie obowiązywał jeden konkretny strój. Każdy wystąpił w takim odzieniu, które lubi najbardziej. Spotkałam więc Klasyków, Ułanów, Kowbojki i Kowbojów, Litwinów i inne wcielenia, których nie potrafię określić 🙂
Po oficjalnym rozpoczęciu i toaście ruszyliśmy w drogę.
Taka ilość koni poruszająca się drogami to wielka atrakcja dla mieszkańców okolicznych domostw.
Ponad dwie godziny wędrowaliśmy dróżkami, ścieżkami i leśnymi duktami napełniając się stukotem 164 kopyt. Jadący na wozach obserwowali i słuchali konnicy. Podziwiali rytmiczny kłus i dzikie galopy po łąkach i polach.
Organizatorzy zadbali nie tylko o dobra zabawę, ale też o odpoczynek i ochłodę dla koni oraz o strawę dla jeźdźców.
W leśniczówce każdy dostał talerz pysznej zupy, a konie złapały oddech i kilka źdźbeł trawy przed kolejnym odcinkiem trasy.
Kolejne kilometry w jesienny słońcu, miłej atmosferze i świetnym towarzystwie upłynęły jak z bicza strzelił.
Po kolejnych dwóch godzinach na horyzoncie pojawiło się piękne rżysko, które zapowiadało oczekiwaną gonitwę za lisem.
Kilka słów o zasadach gry i bezpieczeństwie. Przymocowanie lisa do ramienia jeźdźca i konie ruszyły galopem.
Lis spisywał się doskonale. Uniki, wolty, uskoki wszystko po to, by nie oddać lisiej skorki bez walki.
Po kilku minutach gry w tumanach kurzu mamy nowego lisa.
Kilka okrążeń stępa i spokojny powrót do stajni.
Potem ognisko, kiełbaski i świętowanie.
Teraz zostaje to, co najtrudniejsze. Czekanie cały rok na kolejnego Hubertusa w Korbońcu.
Mam nadzieje, że kilka zdjęć umili ten czas.